017 Bad coach

Wszyscy mieliśmy, możliwe że mamy i mieć będziemy trenera. Na każdym etapie życia. Brzmi jak bardzo głęboki cytat z zalegającej na półkach jednej sieciowej księgarni książki o samodoskonaleniu? Albo poznaniu swojego prawdziwego ja? Tym razem to nie to, tylko telewizja śniadaniowa.

Jakiś wariat ustalił, że gdy wciskamy jedynkę, na ekranie zamiast telewizyjnej jedynki włącza nam się zakodowany TVN. Normalnie nie oglądam telewizji śniadaniowej, a tym bardziej czegoś takiego jak TVN (w ogóle nie bardzo mam czas na oglądanie telewizji). Tego randka zrobiłam ambitny omlet i zjadłam z oliwkami i avocado. W tym celu usiadłam przy stoliku, przed telewizorem i od niechcenia włączyłam TV. Przełączyłabym program, ale było coś o reprezentacji Polski (chyba koszykówka) i ogólnie o trenerach.

Przeżuwając jajko i avocado z sokiem cytrynowym usłyszałam te oto słowa, które teraz sparafrazuję: Na każdym etapie życia człowiek ma trenera. Jako dziecko rodziców, w szkole rodziców i nauczycieli.

Ktoś mówi nam co robić, zagrzewa do walki dba o naszą kondycję fizyczną i psychiczną – to samo w sobie nie było jakieś odkrywcze, choć nigdy nie porównywałam swoich rodziców do trenerów. I zaraz potem telewizja mnie uświadomiła, dlaczego. Bo musiałabym przyznać, że jako trenerom to niewiele im wyszło i w ogóle przez większość ostatnich dwudziestu pięciu lat nie mieli pojęcia co robią. A już na pewno nie widzieli siebie samych jako trenerów.

Do niedawna usprawiedliwiałam swoje odczucia względem rodziców na przeróżne sposoby.

  • Na pewno strasznie ich oceniam, bo po prostu nie mogę znieść ich wyższości nade mną. – to wytłumaczenie nie trzymało się kupy.
  • No, to może po prostu oceniam ich, prze pryzmat tego kim chcę w przyszłości być. Czy kimś takim jak oni, a może odwrotnie.
  • Albo, że to z pewnością jest jak w Tangu Mrożka. Dziecko musi i zawsze buntuje się przeciwko rodzicom. Czegokolwiek by sobą nie prezentowali.
  • Wykoncypowałam, że może to po prostu natura i ewolucja – oceniam srogo, żeby uczyć się na ich błędach i samemu być lepszym człowiekiem.
  • Lub po prostu nie mogę ich zrozumieć i prawidłowo ocenić, bo jeszcze nie jestem mężatką i nie posiadam własnych dzieci. Jak będę je miała, to na pewno mnie olśni. Wszystko wpadnie na swoje miejsce i będzie jasne.

Żadne z tych wytłumaczeń mnie nie satysfakcjonowało. Zastanawiałam się, czy to dlatego, że nie sposób sprawdzić na pewno, która z teorii jest prawdziwa? A może dlatego, że zawsze istnieje cień wątpliwości. Jakiekolwiek moje osobiste przekonanie by nie było.

Zakodowana telewizja mi to wyjaśniła w pewien sposób i to, o dziwo, niegłupi.

Jeśli rodzic ma być rzeczywiście pewnym rodzajem trenera. Albo chociaż osobą, która ma wskazywać niedoświadczonemu, młodemu człowiekowi drogę; jeśli to dziecko ma za nim podążać, to potrzebne jest kilka rzeczy:

  • Wzajemne zaufanie,
  • Wzajemny szacunek,
  • Trener/rodzic musi dawać przykład (i to dobry),
  • Cierpliwość,
  • Dobra wola,
  • Pewne granice nie mogą być przekroczone.

Pewnie jest tego więcej, ale te wydają mi się na razie najważniejsze no i te właśnie przyszły mi do głowy.

  • Nie wyobrażam sobie robienia czegoś czego chce ode mnie osoba, której w ogóle nie ufam. A już na pewno nie posłucham, kiedy powie skacz, a jak na mój gust jest za wysoko.
  • Szanuje się kogoś, kto na to zasługuje, a nie tego żąda. Wykrzykiwanie „Masz mnie szanować, bo jestem twoją matką” po pewnym czasie nie jest już nawet argumentem o romantycznym i uczuciowym zabarwieniu, tylko pustymi słowami nawołującymi do zwrócenia uwagę na wspólną krew.
  • Nie można mieć wszędzie bałaganu (zwłaszcza w swojej sypialni) i wrzeszczeć na dziecko, bo ma chaos w swoim pokoju. Tak jak nie można wkładać tysiąca użytych przez siebie naczyń i sztućców do zlewu (jakby miały się w nim magicznie same umyć), a potem wrzeszczeć na potomka, gdy robi to co rodzic. To po prostu nie trzyma się kupy. Człowiek uczy się również przez powtarzanie czynności. W wielu przypadkach „Co wolno wojewodzie, to nie tobie smrodzie” po prostu nie działa. Albo ultimate one: wrzeszczenie na gimnazjalistę że pali, a samemu z współmałżonkiem robić konkurencję kominom fabrycznym.
  • Cierpliwość.. to chyba nie wymaga wyjaśnień.
  • Dobra wola – jest o wiele łatwiej słuchać rodzica, kiedy nie masz wrażenia, że każe ci coś w zrobić w ten, a nie inny sposób bo jemu tak będzie wygodniej. A tobie… No, przecież dzieci i ryby głosu nie mają.
  • Powinny istnieć logiczne i nieprzekraczalne granice. Na przykład prywatności. Albo moment, w którym rodzic zamiast narzucać ci swój pogląd (jakkolwiek prawdziwy), po prostu dyplomatycznie milczy. Decyzje. Pewne decyzje należą tylko i wyłącznie do tego dziecka. Zwłaszcza że na przykład już od dłuższego czasu jest pełnoletnie.

Na wierzchołku tej monstrualnej góry lodowej (o której najprawdopodobniej nikt sobie nie poczyta), jest jeszcze jedna rzecz. Dotyczy szacunku. Kogo bardziej byś szanował: człowieka, który pokonując niezliczone ilości przeciwności losu; który dostał wielokrotnie obuchem w łeb od życia – kogoś kto po tym wszystkim podnosi się i idzie dalej. Czy ktoś, kto czegoś tam dokonał, ale w sumie był tak zgnębiony, tak niesprawiedliwie potraktowany przez los, że postanowił usiąść. Przecież nie będzie świrował. Widać, kiedy coś wygląda na aż tak trudne, że branie się za to nie jest warte zachodu.

Kogo byście wybrali? Kogoś kto walczy, czy kogoś kto się już poddał. Kogoś, kto cały czas się rozwija i usiłuje być lepszym sobą; czy kogoś kto stwierdził, że tyle wystarczy.

Może i ta notka jest długa. Może brzmi jak wylewanie żalu na kogoś. Może pomyślicie sobie, że istotnie nie mam prawda osądzać swoich rodziców. A może nikt tego i tak nie przeczyta?

Tak czy inaczej ja nadal będę próbowała ich zrozumieć. Tylko za dwa lata będę to robiła z bezpiecznej odległości. I kto wie? Może te szesnaście godzin autem uzdrowi nasze relacje? No, bo jestem jednym z tych ludzi, którzy mają nadzieję, że się uda, choćby nie wiem co. Potrafię mieć nadzieję nawet tuż po ataku paniki i zaniku motywacji. Jak bańka-wstańka. I mam cichą nadzieję, że mi się to jeszcze wielokrotnie w życiu przyda.

Pozdrawiam wytrwałych, którzy dobrnęli do końca 😉

Tych, którzy się nie poddają.

14 myśli w temacie “017 Bad coach

  1. mefistowy pisze:

    Rodzic to chyba taki element życia, którego ciężko pojąć. Bo niby robi coś, aby cię chronić, ale robi to taki sposób, że więcej to powoduje frustracji niż pożytku. Niby pomaga, ale bardziej psuje… A gdy się wyprowadzisz to nagle jesteś wspaniałe i zdolne dziecko, chociaż wcześniej było na odwrót. 😉

    Polubienie

    • acurrent91 pisze:

      No, tak. Ale jak popatrzę na przepaść pomiędzy moimi rodzicami a rodzicami mojego A… A różnica jest tylko taka, że oni postanowili założyć rodzinę w wieku trzydziestu lat, a moi rodzice jeszcze dobrze studiów nie skończyli. Ślub i w dwa lata potem pierwszy zawodnik, którego nie wiadomo jak trenować. Mniej doświadczenia. Mam wrażenie, że nadal nie mają zielonego pojęcia co robią. Aż czasem mam wrażenie, że to ja mogłabym ich trenować, ale nie wypada… xD

      Polubione przez 1 osoba

      • acurrent91 pisze:

        No, niestety oprócz zmieniania pieluch, wożenia do szkoły, wysyłania na kolonie i wypychania na studia jest jeszcze kilka rzeczy, na które człowiek decydujący się na posiadanie dzieci, powinien uprzednio uwzględnić. Wysiłek jest znacznie większy. Samodyscyplina. Tym bardziej im mniej było się jej w stanie wynieść ze swojego domu. Bycie przykładem jest trudniejsze niż zarobienie na czesne w dobrej szkole. :/ No, niestety ludzie nie zawsze wszystko przemyślą. A mi wytykają, że za dużo myślę… To się zdziwią jak sobie z pewnym rzeczami lepiej w życiu poradzę niż oni 😉

        Polubione przez 1 osoba

      • mefistowy pisze:

        Rodzice zapominają, że dzieci dorastają i nie będą całe życie na poziomie pchania piasku do buzi. 😉 Chociaż tak pewnie byłoby wszystkim łatwiej. Myślenie przed zrobieniem czegoś jest bardzo ważną zdolnością, a mało ludzi to uskutecznia. 😦

        Polubione przez 1 osoba

  2. Andrzej Rawicz (Anzai) pisze:

    Uprzejmie informuję, że wytrwałem! Mało tego, z rozpędu zaliczyłem jeszcze kilka innych postów, i gdyby nie pora to pewnie bym trwał dalej …
    Co do wątpliwości, jakie wysuwasz do ogólnie rozumianych trenerów, to myślę, że najbardziej uogólniona odpowiedź jest taka, że każdy bierze od trenera tyle ile zdoła unieść.
    Dziękuję za wizytę u mnie, jeżeli pozwolisz to będę tutaj wracał.
    Serdecznie pozdrawiam.

    Polubienie

  3. Ultra pisze:

    Zawsze tak było, że rodzice i dzieci dzieli całe pokolenie i choćby nie wiem, jak starali się, nie ma siły, by ich relacje były jak słodzik i miodzik. Natomiast najważniejsze to usamodzielnienie i uniezależnienie od rodziców. Jeśli są dobre relacje, to rozmowy i dochodzenie do wspólnych ustaleń najważniejsze. Znajoma płaci córce za mieszkanie i nie ma już kłótni o niesprzątanie. Ważne, by się porozumieć, a nie czynić pretensji o drobiazgi.
    Serdeczności.

    Polubienie

  4. Ultra pisze:

    Odpuścić, nie ma lepszej opcji. Rozumiem, że czasem nie da się inaczej… Nawet groch nie pomaga, więc zostaje jak najszybsze odcięcie pępowiny raz na zawsze. Wtedy relacje kilka razy w roku będą świętem.

    Polubienie

    • acurrent91 pisze:

      Gdyby to wszystko było takie proste. Zawsze mam tam jakiś cień szansy, że kolejna rozmowa nagle pomoże. Że nie będzie powtarzania w kółko. No to powtarzam, ale mnie matka moja nie słyszy jakby. Trudno. Może z odległości usłyszy..

      Polubienie

  5. Andrzej Rawicz (Anzai) pisze:

    Ja już tylko w kwestii wyjaśnienia. 22.06. pisałem komentarz poniższej treści:
    „… Uprzejmie informuję, że wytrwałem! Mało tego, z rozpędu zaliczyłem jeszcze kilka innych postów, i gdyby nie pora to pewnie bym trwał dalej …
    Co do wątpliwości, jakie wysuwasz do ogólnie rozumianych trenerów, to myślę, że najbardziej uogólniona odpowiedź jest taka, że każdy bierze od trenera tyle ile zdoła unieść.
    Dziękuję za wizytę u mnie, jeżeli pozwolisz to będę tutaj wracał.
    Pozdrawiam …”

    Komentarz pisałem w edytorze HTML, i być może dlatego wpadłem do spamu. Ale może też być tak – sądząc po autorach komentarzy – że jestem na jakiejś „czarnej liście”, w takiej sytuacji prosiłbym o skasowanie także tego komentarza i uznanie naszych kontaktów za niebyłe.

    Polubienie

    • acurrent91 pisze:

      Tak, znalazłam oba komentarze przez przypadek w spamie. Nie przyszło mi do głowy, że istnieje taki folder, ale podczas którejś próby o moderację innego komentarza, zauważyłam go.
      Moje nie odpisywanie nie było więc wynikiem jakiejś cenzury albo próby wyartykułowania afrontu.
      Właśnie. Tyle, ile zdoła unieść. Gorzej kiedy okazuje się, że wchodzi się do metaforycznego magazynu i po wyniesieniu kilku średnio ciężkich pudeł i znajduje jedynie egzemplarz chrupki śniadaniowej przyklejony do podłogi. Kiedy już więcej nie da się wynieść, więc analizuje się osobę samego trenera i dochodzi do wniosków, do których nigdy nie chciałoby się musieć docierać.
      Pozdrawiam i zapraszam ponownie 😉

      Polubienie

  6. makrela pisze:

    ponieważ sama nie cierpiałam kiedy mnie traktowano tonem „nakazowo-rozkazowym” więc w tej chwili, w relacjach z moją latoroślą, raczej nie używam „magicznych” zdań w stylu: „masz to zrobić i już” lub „nie wolno ci tego robić”, sama nie będąc w tym czy innym temacie przykładem.

    Polubienie

Dodaj komentarz