028 Reality check (matka, matka…)

Zbieram w tym momencie wszystkie dostępne mi siły (niewiele zostało) i staram się nie płakać. Nie dać po sobie poznać, jak bardzo trafiają do mnie słowa kobiety, która uważa się za moją matkę. Po prawdzie mnie urodziła. Ktoś jednak powinien wymyślić słowo na osobę która wydała kogoś na świat różne od słowa ‚matka’ albo ‚mama’. Bycie matką to chyba coś więcej niż wypchnięcie małego człowieka z kanału rodnego. I więcej niż utrzymanie go pod sercem przed poprzedzające akcję porodową dziewięć miesięcy.

https://i0.wp.com/s.babyonline.pl/i/kobieta-cia-ciao-w-ciy-kobieta-w-ciy-GALLERY_MAI2-29115.jpg

Nie mogę. Jad się ze mnie sączy. Taka jestem wściekła, poruszona, zrozpaczona, zgorzkniała itp. Normalnie nie mogę.

Wracając do przerwanego wątku: podobno matką zostaje się na całe życie. Ok. Ładny frazes. Oznacza fakt przekazania dalej materiału genetycznego. Brawo, kobieto! Dlaczego nikt nie zapyta ‚jaką matką’? Dobrą? Złą? Toksyczną? Do rany przyłóż?

Z trwogą obejrzałam kilka filmików różnych amerykańskich youtuberek, które filmują ‚Pragnency Update’ co tydzień albo dwa przez 9 miesięcy. Opowiadają z detalami o symptomach, mówią jak duże według aplikacji jest już ich dziecię. Pokazują brzuszek i go mierzą. Organizują całe filmiki o zakupach dla dziecka, o witaminach i produktach dla siebie. Wymachują olejkiem kokosowym do smarowania brzucha, gruszką do nosa dla dziecka, śpioszkami pajacykami i masą różnych innych rzeczy. Wszystko kupione po starannym researchu. Najlepsze z najlepszych. Wszystko dla nowej pociechy!

Znaleziony obraz Znaleziony obraz

Znaleziony obraz

Pomyślałam: ja chcę taką. Taką matkę. Taką po której widać, że kiedykolwiek jej zależało.

Ciekawa jestem, czy moja też próbowała wszystkiego co było znane w tamtych czasach. Czy gromadziła wiedzę o najlepszym sposobie na taktowanie swojego ciała w ciąży, żeby nie zaszkodzić dziecku. Czy przed moim urodzeniem postarała się o ubranka, łóżeczko dla dziecka i tak dalej.

To co udało mi się ustalić podpytując babcię, to że podobno mnie chciała. Podobno cieszyła się, że będzie miała dziecko. I podobno nie kupiła niczego przed moim urodzeniem, bo jak ją zacytuję ‚Kiedyś kupowało się dopiero jak już się okazało, że dziecko urodziło się żywe i zdrowe. Jest wtedy dużo czasu na załatwienie wszystkiego co jest potrzebne [łącznie z kołyską, butelką i ubrankami], przecież dziecko kilka tygodni nic właściwie nie robi, tylko je, śpi i się załatwia.’. Spoko. Totalnie rozumiem. To nic złego. USG nie było. Nie wiedziała nawet, czy będę dziewczynką czy chłopcem. Potem dostała masę rzeczy od rodziny po jakiś dzieciach, które z tego wyrosły.

A potem jak najszybciej wróciła do pracy i przez następne dwanaście lat wychowywała mnie moja babcia, a jej matka.

Znalezione obrazy dla zapytania sweet grandma with granddaughter

Swoją Biologiczną (patrzcie, czyż nie pasuje zamiast słowa ‚mama’? O, może być też ‚Rodzicielka’. Chyba się nawet tak mówi… – tak, wiem – jad i gorycz, uszami i nosem) widywałam codziennie pod wieczór. Do dziś mi wypomina, że musiała pracować z tatą na moje i moich sióstr utrzymanie. I nigdy nie pozwoli mi zapomnieć, że chodziła do pracy, żeby mnie utrzymywać. Zupełnie jakbym powołała siebie samą do życia, żeby zniszczyć jej życie i zmusić ją do chodzenia do pracy i wydawania pieniędzy na moje utrzymanie. Czy komuś jeszcze wydaje się to dziwne?

O, tak. Tekst ‚Tu nie chodzi o pieniądze’ był przez większość mojego życia najdziwniejszym i chyba najmniej prawdziwym twierdzeniem, jakie słyszałam.

Znalezione obrazy dla zapytania dolars

No, bo gdyby nie chodziło o pieniądze, to czemu to ciągłe wypominanie? Wypominała mi też to, że jestem dziewczynką i potrzebuję ubrań, więc ograniczyłam prośby i kupowanie ubrań prawie do zera (naprawdę!). Wypominała mi czesne za szkołę po tym jak mnie do każdej zgłosiła/zapisała/zmusiła do zgłoszenia się; więc ograniczyłam proszenie ją o pieniądze na cokolwiek do absolutnego minimum. I tak dalej. Kilka lat takiego życia na minimum potrzeb (btw moje siostry nigdy nie z niczym nie ograniczały) i usłyszałam coś o sobie.

Znalezione obrazy dla zapytania bad dressed woman

Mianowicie jestem ciuchową i modową abnegatką. Nie dbam o siebie i wyglądam jak dziecko Cygana (dla mamy to symbol ubóstwa i abnegactwa w sprawie wszystkiego). No, to zaczęłam częściej kupować ubrania (choć nie lubię chodzić na zakupy) i dbać bardziej o wygląd.  Dowiedziałam się wtedy, że wydaje na mnie mnóstwo pieniędzy i co ja sobie wyobrażam: że one na drzewach rosną? ‚Ja haruję dzień i noc jak dziki wół! Nie mam czasu na oddech! Nie mam czasu dla siebie, a ty bierzesz te pieniądze i wydajesz na głupoty!’ – krzyczała wytrzeszczając oczy, jakby chciała zgładzić mnie samym wzrokiem.

Zgłupiałam. Zupełnie nie rozumiałam skąd to się wzięło. Przecież biorę od niej o wiele mniej pieniędzy niż którakolwiek z moich sióstr. Zawsze przynoszę jej paragony i pokazuję co kupiłam uzasadniając zakup. Wtedy jest cacy, ale jak się czymś zdenerwuje, to już nie. Marnuję wtedy jej krwawicę.

Zaczęłam kupować w ciucholandach, czaić się na promocje i oszczędzać na kosmetykach. Powiem tylko, że niczego to nie zmieniło. Nie zostało zauważone. Gdy o tym przy którejś okazji powiedziałam, dowiedziałam się, że nie po to chodzi do pracy i zarabia te pieniądze, żebym wyglądała jak dziadówka.

Zgłupiałam znowu.

Kiedy nie chodzi akurat w sporze o pieniądze, one i tak wypływają. Kiedy nie mam czasu posprzątać coś co ona koniecznie chce mieć posprzątane, bo muszę robić rzeczy na studia – dowiaduję się, że bez jej kasy w ogóle nie mogłabym chodzić na studia. Kiedy mój pokój nie należy do uporządkowanych estetycznie – ‚Płacę na twoje studia i nie musisz chodzić do pracy, więc mogłabyś przynajmniej utrzymywać porządek w pokoju.’. Em… Mamo… Bo… ja nie mam posprzątane bo studiuję architekturę i nie mam czasu na spanie dłużej niż pięć godzin dziennie… Nie. To nie jest argument, jeśli ktoś chciałby wiedzieć.

image-1439133037lp84c

Mogłabym przytoczyć wiele przykładów. Mogłabym opowiedzieć jak potraktowała mnie po tym, jak moja siostra (młodsza!) się zaręczyła. Mogłabym przytoczyć wiele kwiatków, ale byłoby to wszystko tak długie, że nikt nie zabrałby się i tak za czytanie. Wątpię, że już teraz się zabierze…

Czy po napisaniu tego wszystkiego czuję się lepiej?

Nie.

https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcQVAbMcU-PLDfjDmkv_PTMcAOXkTrKjENsaUqb86d1D1IuS_5_F

Czy coś dzięki temu wszystkiemu zrozumiałam?

Tak.

Wiem, że nie mogę mieć nadziei, że ona się zmieni. Potrafi wszystko wykręcić ogonem, nie słucha, krzyczy i żyje w jakimś dziwnym, dostosowanym do niej tylko świecie. Murem głowy nie przebiję. Po dwudziestu latach prób, nadal nic z tego. I tak się dziwię, że próbowałam tak długo. Co więc pozostaje? Bo nie nadzieja. Pozostaje mi wciągnąć brzuch, wypiąć pierś, zamknąć japę, wyłączyć uczucia i fałszować uśmiech. Może ktoś uwierzy, że bywam szczęśliwa. Że istnieją dni w które nie jestem zaszczuta. Że nadal mam do swojej matki ciepłe uczucia. Że mam z nią poprawne relacje. Że wiem jak to jest mieć matkę.

Znaleziony obraz

Trochę wiem: miałam (mam!) przecież babcię.

Swoją drogą, pomódlcie się za nią (za babcię). Idzie na operację, której może nie przetrwać ze względu na swoje serducho. Wtedy zostanę sama. I to już naprawdę.

limbo1

12 myśli w temacie “028 Reality check (matka, matka…)

  1. mefistowy pisze:

    Nie rozumiem tego, co w głowach kobiet się czai, że dziecko chcą, a potem już nie. Moja matka była podobna. Gdyby mogła to wystawiłaby mi rachunek za oddychanie. Po tym jak się wyniosłem z domu nagle ją olśniło, że ja mam uczucia i może ze mną porozmawiać, a nie ochrzanić.
    Trzymam kciuki za Twoją babcię, żeby była Twoją ostoją jak najdłużej.

    Polubienie

    • acurrent91 pisze:

      Najsmutniejsze jest, że nie zawsze mogę już z babcią porozmawiać. Cierpi na demencję. Ma dziwne momenty, w których oskarża o różne rzeczy moją matkę. Nie wiem, czy to co mówi jest prawdą, ale brzmi nieprawdopodobnie. Jest jednak jedyną osobą, która wie, jaka naprawdę jest moja matka. Dodam, że na nią też krzyczy (na babcię). Nie poświęca jej czasu, wysługuje się w każdej sytuacji mną i moimi siostrami.. Nie wiem o co chodzi, ale to nie brzmi normalnie. A moja babcia.. już pewnie niewiele jej zostało. Serce, udar, demencja, operacja… I codzienne zmagania ze wszystkim. A moja matka się na nią denerwuje, bo ciągle jakiś problem. Wczoraj nakrzyczała na nią, bo upuściła swoją protezę zębową i coś się popsuło… Ja muszę wiać z tego domu. Szkoda tylko, że mój ojciec nic nie widzi. I że nie mogę zabrać ze sobą babci. 😦

      Polubienie

      • mefistowy pisze:

        Współczuję. 😦 Jakby mało było problemów to jeszcze zdrowie babci jest nienajlepsze. 😦 To mi wygląda na to, że Twoja matka ma upatrzone ofiary do wyładowywania się, gdy jest niezadowolona.

        Polubienie

  2. bfcb pisze:

    Ja już nie mam babci – od paru ładnych lat. A z matką rozmawiałem ostatni raz chyba z 10 lat temu. Przez minutę, może dwie. Da się z tym żyć. Pewnie, że nie jest to ani normalne, ani komfortowe, ale co Pan zrobisz… Życie. Dla mnie rozwiązaniem było spakowanie mandżuru i wyniesienie się najdalej jak się da. A potem czas pokryje kurzem te najwyższe szczyty emocji. Będzie dobrze! Na tyle, na ile może być…

    Polubienie

  3. ZŁOWIESZCZY CHICHOT pisze:

    Nigdy nie zrozumiem takich matek. Ja wychodzę z założenia, że dziecko powinno być świadomym wyborem. Jeśli się go nie chce nie powinno się go powoływać na świat. A jeśli się je już ma to należy je szanować i kochać. Ja należę do tego typu, który opisałaś na początku. Cieszyłam się dzieckiem od pierwszego dnia, gdy ujrzałam na teście 2 kreski. Dzień narodzin mojego dziecka był najpiękniejszym dniem w moim życiu i jednocześnie spełnieniem największego marzenia. Nigdy tego dnia nie zapomnę. Dziś moja córka ma ponad 8 miesięcy i nadal twierdzę, że jest cudem, o który zawsze będę dbała i którego nigdy nie pozwolę skrzywdzić.

    Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz