043 Faking it #1

     Zwykle śpię średnio. Kładę się o później porze. Kładę się tylko dlatego, że po drugiej w nocy zaczynam robić w ‚pracy’ takie błędy, że nie chce mi się pamiętać o ich poprawianiu nazajutrz. Budzę się dwa, trzy razy w nocy, a potem jeszcze około piątej i szóstej nad ranem, bo pęcherz domaga się wycieczki. Wstaję około dziesiątej, przeważnie obudzona przez matkę, która twierdzi, że marnuję pół dnia przez zaspanie.

     Może i tak.

     Zamiast rzucić w mać jakimś ciężkim obiektem, który na pewno zrobiły jej siniaka, mamroczę, że zaraz wstanę. I to nie jest kłamstwo. Zbieram się, bo uszami wyobraźni już słyszę jak wyrzuca mi lenistwo. Sama pewnie wstała o dziewiątej, ale mniejsza z tym. Przecież nie od wczoraj wiem, że jest bezwstydną hipokrytką. Najchętniej naciągnęłabym na tyłek powyciągany dres i rozczochrana jak nieboskie stworzenie paradowała po domu mając wyje**** na to, co sąsiedzi mogliby pomyśleć gdy pójdę na spacer z psem. Nie robię tego i zmuszam się do prysznicu, o którym sama myśl sprawia, że chcę zabarykadować drzwi mojego pokoju od wewnątrz i udawać martwą.

     Do godziny dwunastej mam na swojej niewidzialnej, acz obowiązującej liście przynajmniej trzy życzenia Pani Matki. Wyjść z psem (co oznacza 2-3 spacerów), sprzątnięcie kuchni (której nikt nie próbował ogarnąć od dwóch dni), pranie (którego nie ma gdzie już wieszać) i sprzątnięcie mojego pokoju (czego metodycznie, z premedytacją nie robię znacząc teren w bardziej higieniczny sposób niż obsiusianie).

 

/Dygresja/

     Pokój teoretycznie jest mój. Tak przynajmniej mówi o nim moja matka. A mój ojciec, jako jedyny w domu, czasami rzeczywiście puka. Podejrzewam jednak, że moja matka otwierając do niego drzwi widzi komórkę pod schodami, czy gdzie tam sypiał Kopciuszek. Ewentualnie pokój dla personelu – no co: jest przepisowe okno? Jest. Kasa się zgadza. Moje siostry widzą butik z awaryjnymi ciuchami, kosmetykami i pokój zwierzeń intymniejszy niż ten Wielkiego Brata. Moja babcia prawdopodobnie za każdym razem widziała coś innego, ale przynajmniej byłam tu stałym elementem o właściwościach lokalnej apteki (dawałam jej leki – normalnie dealerka…). Ojciec mój natomiast… nie wiem. On tak się rzadko odzywa, że nie mogę mieć pewności. W każdym razie nie mam wrażenia jakby to był mój pokój. Moje miejsce… Bezpieczne miejsce. Przez całe życie nie miałam bezpiecznego miejsca – dlaczego teraz miałoby się to zmienić?…

/Koniec Dygresji/

 

     A. Może jeszcze ugotowanie czegoś obiadowego. Zgodnego z dietą, bo jakby inaczej. Pomińmy taktownie fakt, że moja mać dietę łamie codziennie na przykład winkiem, czekoladą i obżarstwem. Dieta to dieta, nie prawdaż? W każdym razie jedzenie śniadania na widoku (to jest w kuchni/jadalni/salonie) grozi wydłużeniem listy gdyż moja obecność działa na rodzicielkę motywująco. Chce żeby jeszcze więcej zostało zrobione, a kto to zrobi jak nie rodzona córa. Chowam się z tym, co udało mi się wyskrobać z dna lodówki (robienie zakupów nie jest mocną stroną właścicieli domu). Przeważnie i tu mnie znajdują i do listy można dopisać pójście na zakupy żywieniowe. Trudno odmówić, zważywszy na to, że w tym domu lizanie tynku wydaje się czasami dobrym pomysłem.

     Dusza zalega balastem na plecach. Plecy zgarbione, rezygnacja w oczach, worki pod oczami i dziury w skarpetkach. Mam ochotę wyjść z domu nie zamykając drzwi ani furtki i iść przed siebie po linii prostej jakbym miała obejść glob i zaskoczyć tatę w ogródku. Oczywiście miałabym nadzieję, że się po drodze zgubię, albo zginę. Co za różnica. Zamiast tego nastawiam pranie latając po schodach jak głupia, karmię psa, wyprowadzam psa, idę do sklepu, wracam ze sklepu i gotuję…

     Czy ktoś oprócz mnie poczuł się już zmęczony? Nie?

     Kiedy wstaję po dziesiątej, mam wyrzuty sumienia, bo tyle jest jeszcze do zrobienia na studia. Kiedy prysznic i śniadanie zajmują kolejną godzinę, wcale nie jest lepiej. Kiedy lista zaczyna się piętrzyć, mentalnie bolą mnie wszystkie zęby. Kiedy zdaję sobie sprawę ile poje****** rzeczy mnie omija jeśli spełniam swoje ‚obowiązki’ domowe, jest mi niedobrze. Kiedy w połowie dnia wyobrażę sobie, że jeszcze jest drugie tyle, chce mi się płakać. Kiedy wszystko jest zrobione chce mi się ryczeć i walić głową w ścianę z dwóch powodów: bo jest już tak późno a miałam pracować i zrobienie tego wszystkiego nie sprawiło, że Pani Matka doceniła wysiłek. Z gracją jedynie nie rozje**** mnie, jak by zrobiła, gdybym się stawiała. Łaskawość. I nawet nieposprzątany pokój stanowiący symbol oporu, jakoś nie ma znaczenia.

     Kiedy siadam do pracy czuję się tak rozjechana, że wolę zamiatać Saharę. Padam na ryj, a z salonu słychać ‚Co ty wyprawiasz?! Czy to kawa?! Przecież wiesz, że nie wolno nam kawy!‚. Troskliwa… jak jakiś, galopujące gargulce, nie przymierzając miś.

042 Toksyczność agresywnego hipokryty

     Kiedy człowiek chce się skomunikować z drugim, podejmuje wysiłek. Nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy to my, mieszkańcy Małopolski, zaczynami zmieniać akcent kiedy chcemy, żeby ktoś ze Śląska lub Wielkopolski nas zrozumiał. Próbujemy używać tamtejszego żargonu, zmieniamy melodię zdania. Kiedy bardzo nam zależy, żeby ktoś nam uwierzył i zaufał, też stosujemy bezwiednie lub bardziej świadomie sposoby na pokazanie, że nam można wierzyć. Czy zagarniamy dłońmi powietrze w swoim kierunku, czy kładziemy sobie rękę na sercu albo mówimy ‚Mogę przysiąc na co chcesz’. I kiedy pragniemy by ktoś dla przykładu zaczął segregować śmieci pokazujemy mu kolorowe kubły w kuchni, które kupiliśmy w odpowiednim sklepie czy innej Ikei. Nasze słowa i gesty, przedkładanie statystyk mówią: ‚Patrz, ja to robię. Ty też powinieneś. To ważne. Recykling jest dobry dla nas i planety.’. Zależy nam na tym, żeby inni też segregowali. Jedna osoba to kropla w morzu, ale wiele to już spore jezioro albo Bałtyk.

recykling

     Fajnie, że zależy nam na Środowisku i przyrodzie. Fajnie, że chcemy robić coś dobrego. Część z tak zaadresowanych ludzi zacznie segregować albo i nie. Gdybyśmy jednak opowiadali wiecznie jak zaśmiecamy planetę, jakimi jesteśmy głąbami, że ją zatruwamy, że nie robimy recyklingu, że nadal ludzie wywożą śmieci do lasu, a potem przed przekonywaną osobą wrzucamy do jednego pojemnika szkło, plastik i brudny kubeczek po jogurcie… Jak myślicie, udałoby się? Czy ta osoba zaczęłaby segregować? A może zaczęłaby jeździć do pracy rowerem zamiast autem gdyby widziała jak do dwie ulice dalej położonego marketu po mleko uruchamiacie samochód?

     Nie wydaje mi się.

     Nie żeby moja matka musiała przekonywać mnie do diety. To, że potrzebowałam schudnąć, to sama doskonale wiedziałam. Problem pojawił się, gdy założyła (zresztą jak zawsze), że skoro ma pracę i płacą jej za to co robi, to może sobie odpuścić na pewnych polach. Odpuściła więc sobie robienie zakupów żywieniowych na dietę i gotowanie – czyli dwie rzeczy, które są kluczowe w tej diecie. Wykoncypowała, że skoro od lat uchodzi jej na sucho powtarzanie ‚Haruję jak dziki wół, jestem wykończona, muszę odpocząć, źle się czuję’, nie wysilając się bardzo i teraz to powtórzyła.

Znalezione obrazy dla zapytania hipochondryk

     Okazało się, że zakupy (które ważą tonę, a ja nie mam prawka żeby je wozić), gotowanie i sprzątanie w kuchni stały się moimi obowiązkami. Gdyż ja TYLKO studiuję. Nie przynoszę kasy do domu. A w ogóle to powinnam być wdzięczna, że rodzice jeszcze mnie utrzymują. Jestem wdzięczna, że nie posunęli się tak daleko, żeby wyrzucić mnie na bruk i wymazać ze swojego życia. Być może dlatego, że jestem inwestycją, która zapłaci im za dom spokojnej starości, bo będą mieli po 700 złotych emerytury. Normalnie, tyle wygrać… Jesteśmy na diecie razem, ale to ja studiuję i robię za catering (to drugie za miskę ryżu). A jak nie jest przygotowane – to bój się Boga! Jestem nagle leniwym nieudacznikiem. O, matko! Straszne!

Woman sleeps in the office during working hours

     Powyższy akapit nie oddaje poziomu hipokryzji, jaki winduje moja matka. To dopiero czubek góry lodowej.  W tej diecie nie powinno się robić odstępstw typu zmiany czasu posiłku, pomijanie posiłku, wymiana produktów i najbardziej oczywiste: nie powinno się żreć rzeczy niedozwolonych. Ostatnio zostałam zrugana bo z powodu sesji zaczęłam znowu pić kawę, której ta dieta zabrania. Nie wolno kawy i krowiego mleka. Aż dwa zła w jednym do dwóch kubków dziennie. Piję bo prawie nie sypiam z natłoku rzeczy do zrobienia. Moja matka z wyboru ogląda telewizję do drugiej w nocy. Ja siedzę wtedy i projektuję.

     No więc ja jestem okropna, bo piję kawę, a moja matka nie jest okropna, bo tygodniowo zjada pudełko czekoladek, lodów i pije wino. Nie muszę chyba nadmieniać, że wszystkie te produkty nie są wskazane w tej ani żadnej innej diecie.

Znalezione obrazy dla zapytania kwiaty czekoladki i wino

     A teraz do uwagi typu ‚Ale ty wiesz, że nie wolno Ci pić kawy’ dodajcie sobie masę decybeli, przestawcie słowa dodając masę innych tak, żeby zabrzmiało jak karcenie psa, który wyprowadził cię z równowagi i agresywność +10.

Znalezione obrazy dla zapytania ork rpg

     Tak. Właśnie.

     Czy wiecie, że oprócz zmęczenia wyciera sobie też od lat gębę nerwicą? Skoro wie, że ma nerwicę, to nie powinna podjąć kroków, żeby ją leczyć, zapobiegać jej konsekwencjom w kontakcie z ludźmi? Albo przynajmniej powiedzieć ‚przepraszam’ po tym jak komuś wybuchnie w twarz i wyzwie go od najgorszych?

     W obronie mojej rodzicielki powiem tylko: za każdym razem ma dobry powód, żeby napić się wina, żeby zjeść czekoladkę i żeby zeżreć michę pełną lodów karmelowych. Zawsze. A to zły dzień, a to trzeba coś celebrować. A ja? Ja co? Jak ja śmiem w ogóle pić kawę i wymawiać się sesją! Sesja, czy nie sesja, ale jesteśmy na diecie! Nieprawdaż?

     Moja matka jest toksyczna i pełna hipokryzji w wielu dziedzinach i na wielu płaszczyznach. I nadal uważa, że ma  prawo mnie ściągać do parteru i po mnie skakać. A ja głupia myślałam, że matka zawsze kocha swoje dziecko bezwarunkowo. Że nie chce dla niego źle. Że chce o nie dbać. Chce, żeby się rozwijało. Że nie ściągałaby go w dół bo sama wypadłaby źle…

     Kilka dni temu była rocznica ślubu moich rodziców. Wymiotować mi się chciało kiedy dawałam im duży bukiet kwiatu i drogie wino do otwarcia po diecie.

     Niestety jako ta okropna wszystko zepsułam – zdałam kilka przedmiotów i dałam mojej matce powód do świętowania tym właśnie winem.

Normalnie ziemia nie powinna nosić takich wynaturzeń i potworów jak ja…

Znalezione obrazy dla zapytania fluffy bunny

Podobny obraz

041 Chcę być suką

     Odkąd pamiętam mnie i innym dzieciom nieustannie wpajano, że nieładnie jest przezywać, a zwłaszcza nikogo wyzywać od grubasów. Nie wolno pulchnym dzieciom wypominać jedzonych przez nich ton słodyczy, a o nauczycielkach o dużej tuszy mówić ‚ta gruba baba’. Dziecięcy rozumek przewrażliwionej i wiecznie zastraszanej przez rodziców dziewczynki pojął, że wypominanie komuś w twarz jego ‚minusów’ (a to krzywe nogi, a to wielkie stopy itd…) jest niemiłe. Przecież samemu nie chciałoby się usłyszeć czegoś na własny temat. Logiczne. Przezywanie jest be i nie rób drugiemu co tobie niemiłe.

     Tylko, że mnie przezywano. ‚Ta chuda’, ‚chudy tyłek’, ‚przecinek’, ‚lebioda’, ‚chudzielec‚. I mówiono rzeczy jak ‚Musisz więcej jeść, bo cię wiatr porwie’. Pytano czy w domu mnie karmią.

Mnie było wolno dokuczać z powodu szczupłości bo ‚nie miałam się czym martwić‚. To jak dokuczanie Monice Bellucci, że jest piękna. Przecież to nic złego. Wcale ją to nie obrazi, więc można.

     Rzecz w tym, że co by do słowa ‚chudy’ nie dopowiadać jest nacechowane pejoratywnie. Gdyby wszyscy mówili, że jestem szczupła, to pewnie nie poświęciłabym temu więcej niż kilka sekund myśli. W końcu bycie szczupłym nie brzmi źle.

     W przedszkolu panie myślały, że nic nie jem, bo z przedszkolnej kuchni byłam w stanie zjeść tylko rosół i ziemniaki. Nie była to jednak kwestia tego, że w ogóle jestem wybredna i właściwie nie jem, tylko tego, że kucharki były o kant tyłka rozbić. Przedszkolanki podejmowały więc karkołomny wysiłek wmuszenia we mnie obiadu. Po jakimś czasie dały spokój. Nie wiem tylko, czy rodzice im powiedzieli, że w domu jem normalnie, czy po prostu nie miały siły do tak upartego dzieciaka. /Dygresja/ Z przedszkola pamiętam jeszcze jak jedną z największych obelg było słowo ‚głupek’ w odniesieniu (na przykład) do takiej jednej dziewczynki, która była jedynie przy kości. Za to charakterne było bydlę, więc i sympatii od rówieśników niewiele. Pewnie to o to chodziło, a nie o boczusie. /koniec dygresji/ –> W każdym razie czułam, że skoro panie przedszkolanki tak na mnie reagują, to musi być ze mną coś nie tak…

     W podstawówce pani pielęgniarka dokarmiała mnie kanapkami z salami (tak rozwinęła się moja miłość do tegoż dodatku xD). Chyba też nie bardzo wierzyła, że w domu mnie karmią. ‚Chodzący kościotrup‚ mawiała pieszczotliwie. ‚Kiedyś się przewrócisz’. Nikt jakoś nie wpadł na pomysł, żeby zapytać moją babcię jak u mnie z jedzeniem. Powiedziałaby, że pożeram duże jak na dziecko porcje. /Dygresja/ Mojej matki i tak nie było często w domu. Podobnie taty. Dla nich byłam niejadkiem. Twierdzili, że jestem wybredna. Może to dlatego, że rzadko kiedy byli w domu podczas obiadu. Niejedzenie chrupek do mleka albo parówek rano, bo się przejadły, to jeszcze nie wybrzydzanie 😛 /koniec dygresji/ –> Brali nas po kilka dziewczynek podczas lekcji wychowawczej i wysyłali do Pielęgniarki. Pielęgniarka nas ważyła, mierzyła i mówiła czy jesteśmy w normie. Ja byłam na granicy niedowagi. Za to większość dziewcząt mieściło się jeszcze w normie ocierając się o nadwagę, chociaż wcale nie wyglądały na pulchne. (Tylko po prostu wyrośnięte). Jedna z koleżanek uważała, że to bardzo zabawne prosić mnie bym wciągnęła brzuch i próbować złączyć palce środkowe i kciuki obu rąk wokół mojej talii.. Czułam się co najmniej dziwnie…

     W gimnazjum koleżanki stale opowiadały co mają za grube i że muszą schudnąć. Nie widziałam jednak, żeby którakolwiek przestała pożerać zapiekanki na przerwie albo cukierki. Może była to więc dieta cud. Ja byłam nadal chuda i dopiero w połowie między miseczką A a G. Mówiły ‚Tobie to dobrze, bo ty jesteś chuda, a ja to…’. Albo patrząc na mojego Snickersa ‚No, ty to możesz, a ja…’. No jasne. Wypominajcie. Może się nad wami zlituję i utyję celowo… Koniec świata.

     Liceum upłynęło pod znakiem wciągania brzucha. Nadal byłam szczupła, biust był już spory, a ja idąc za przykładem koleżanek byłam wiecznie niezadowolona z tego jak mój brzuch wygląda kiedy siedzę. Nabrałam krągłości, ale w moich oczach to było tak, jakbym utyła, a teraz to już tylko równia pochyła…

     Schody zaczęły się dopiero kiedy postanowiłam uregulować sobie okres tabletkami antykoncepcyjnymi. Przed ich przepisaniem ginekolog zlecił badania poziomu hormonów i takie tam. Powiedział, że mój trądzik utrzymuje się, bo mam idealny poziom hormonów… Do tej pory nie wiem czy bredził, czy miał rację xD Na tabletki nie wybrzydzałam, bo moja aktywność seksualna się wzmogła i zamierzałam najpierw skończyć studia, a potem zaplanować spokojnie rozmnażanie. Problem w tym, że od tabsów utyłam. Wszystko mi się zaburzyło i od tamtej pory nie mogę utrzymać szczupłej sylwetki, jeśli nie jestem na diecie…

     Po raz pierwszy w swoim dwudziestojednoletnim życiu to ja byłam tą pulchną, która nie chciałaby usłyszeć wymierzonego w swoim kierunku słowa ‚grubas’. Tyle, że moja rodzina ma chyba jakieś zaburzenia wzroku. Od babci dowiedziałam się, że wreszcie wyglądam zdrowo. Od matki, że nie widzi problemu. Od siostry, żebym się nie porównywała, bo ona miała gorzej. Od drugiej siostry ‚No, a ja mam grube łydki’. Zrozum tu coś człowieku. Mnie wystają boczusie, rolują się wałeczki, pojawia drugi podbrudeczek, pojawiają udziska, a ramionka pulchnieją. Ale nie… Wagowo mieszczę się w BMI i jeszcze nie mam prawa nazywać siebie grubaskiem. Jakbym w ogóle chciała…

     Przyznaję to z ubolewaniem, ale ściągnęłam sobie w pewnym momencie takie piosenki jak ‚I like big butts‚ i ‚All about that bass‚ oraz kupiłam szersze dżinsy. Bladego pojęcia nie miałam, że biorę udział w czymś takim jak Body Shaming. Ba! Nie wiedziałam, że takie coś w ogóle istnieje!

     Słyszałam o memach z otyłymi ludźmi. Słyszałam nawet o tym, że wstawianie zdjęć przed i po schudnięciu rani czyjeś tam uczucia. Body Shaming jako napiętnowanie osób otyłych jeszcze rozumiałam i potępiałam. Jak mnie nauczono. Ale Body Shaming dotyczący dziewczyn, które wstawiają swoje fit-fotki? Swoje zdjęcia ciał nad którymi od dawna pracują i mają efekty?

     Kopara opadła na ziemię i przejechała po żwirze z kilka metrów…

     O, to coś nowego. Niech mnie galopujące gargulce… Jak można napiętnować kogoś za prowadzenie zdrowego trybu życia i ćwiczenie swojego ciała? Rozumiem, że ktoś nie może patrzeć na ekstremum jakim są panie usiłujące umięśnieniem dorównać Szwartzegenerowi. Ale fit blogerki albo inne perełki? Jako to? Po co? Czemu?

     A jednak…

     Czy to znaczy, że źle jest być w formie? A czy dobrze jest być otyłym? A czy skoro chudzielce nie mogą o tych z drugiego końca mówić źle, to one nie powinny też zostawić chudzielców w spokoju?

     O co chodzi?

„So im looking at rock videos
Knocking these bimbos
Looking like hoes
U can those bimbos
I keep my women like flo-jo”

-Sir Mix A Lot – I Like Big Butts

„Yeah it’s pretty clear, I ain’t no size two
But I can shake it shake it, like I’m supposed to do
‚Cause I got that boom boom that all the boys chase
And all the right junk in all the right places
I see them magazines, working that Photoshop
We know that shit ain’t real, come on now make it stop
If you got beauty, beauty, just raise em up
‚Cause every inch of you is perfect from the bottom to the top”

[…]

„I’m bringing booty back
Go ‚head and tell them skinny bitches that
No, I’m just playing, I know you think you’re fat
But I’m here to tell you…
Every inch of you is perfect from the bottom to the top”

-Meghan Trainor – All about that bass

     Czy rozczaruję kogoś jeśli powiem, że ja to chcę być tą ‚skinny bitch‚? Że chcę być tą chudą suką? Nawet, jeśli do końca życia ktoś będzie tak mnie… przezywał.

     Pozdrawiam 😉

040 Lizanie żelazka przez ręcznik

     Ostatnio tematem mojego postu było żłopanie zimnej herbaty. Dzisiaj jest to lizanie żelazka. Kolejna fajna rzecz, którą torturuję samą siebie. Czadowo, nie?

stare-zelazko-dukla-sprzedam-329433327

     To zabrzmiałoby zupełnie inaczej, gdyby nie było metaforą.

     Nie ważne. Powiedzcie mi za to: czy to zaskakujące, że pod jakim kątem by się nie próbowało tego żelazka polizać, za każdym razem parzy? Prędzej czy później. Czasami przez bardzo krótką chwilę jest w pokojowej temperaturze. Można je nawet przytulić od czasu do czasu. Zawsze jednak jakoś bez ostrzeżenia zapala się jak żółte światło podczas zielonej fali. Żadnych ostrzeń. Żadnych znaków.

0127

     I przeważnie nie ma jak wyhamować. I nie ma jak uciec. A już na pewno nie ma jak się schować modląc o niewidzialność.

     Wtedy samo uczucie piorunującego i natychmiastowego gorąca, to jeszcze nic. Można poczuć ciężar takiego żelazka. Wszystkie jego ostre brzegi. Nagle jego temperatura może wzrosnąć kilkukrotnie, albo znienacka spaść do -40 raniąc różnicą temperatur i powodując odmrożenia. Zdarza się, że żelazko zaczyna fruwać w powietrzu miotane za kabel. Albo spuszczane na ciebie z wysoka. Jest przyciskane na twoich palcach. Albo odbijane równo na powierzchni twarzy. Można dostać samym kablem. A można dostać drugą końcówką. Najczęściej jednak kłapie.

ozdobne-stare-zelazko-warszawa-397218147

     A Ja co robię?

     Czasami próbuję żelazku oddać. Czasami zupełnie nieadekwatnie próbuje je ugryźć. Zwabić do lodówki… zarzucić nań mokrą ścierkę. Wyrzucić przez okno, zamknąć w sejfie, przytrzymać… a nawet z nim rozmawiać (!).  Plus wiele innych wygibasów trudnych do opisania. Przeważnie po prostu stoję i zbieram cięgi.

     Zdradzę Wam sekret: nic nie działa.

     A jednak ja ciągle próbuję. Ciągle podchodzę do niego od nowa. Ciągle próbuję się zbliżyć. Zrozumieć to żelazko. Oswoić. Daremnie, naiwnie, jak ćma do ognia. Jak dziecko do nowej interesującej rzeczy. I ciągle kończę z oparzeniami trzeciego stopnia.

     Ostatnio próbowałam przez wilgotny ręcznik.

     Też nie działa – a to niespodzianka.

112

     To żelazko chyba nie ma jednak duszy. I chyba nie warto parzyć sobie palców, żeby się o tym od nowa, codziennie przekonywać.

     Czy unikanie żelazka spowoduje, że już nie będzie więcej poparzeń?

burn-iron

-says iron with irony.

039 Żłopanie zimnej herbaty ze spodka

     Pewnie jedna lub dwie osoby zastanawiały się skąd tytuł ostatniego posta. Otóż spieszę z wyjaśnieniem. Kiedy pracuję na komputerze (a robię to prawie bez przerwy i to codziennie) wielokrotnie zdarzyło mi się zapomnieć o herbacie albo kawie i po dłuższym czasie sięgałam po zimny kubek.

     Tym razem to nie ja. To pewna Youtuberka setny raz w kolejnym vlogu powiedziała, że musi wylać kawę, bo jest już zimna i zrobić sobie nową. Zdałam sobie wtedy sprawę, że są ludzie którzy wylewają zimną kawę/herbatę i robią sobie nową; a są tacy (jak ja), którzy dopijają z zasady. I to niespecjalnie mądrej. Przecież co to za ogromna oszczędność dopić zimne, zamiast zaparzyć nowe?

     Niewielka.

     Natomiast kwestia sporych rozmiarów. Przecież ja tak robię z wieloma rzeczami. Jestem sama sobie katem. O ile lepszy humor bym miewała, gdybym mogła sobie od czasu do czasu po prostu odpuścić, nie krytykować i nie oceniać samej siebie. Poluzować majty… xD

     Powinnam.

     Ale czy tak zacznę robić? Długa droga, powiem Wam. Dzisiaj miałam dzień, zupełnie jakby nic do mnie jednak nie dotarło. Padam na twarz, jestem zła na siebie z tego powodu, karzę się rozpaczliwymi próbami wytężonej pracy z której nic nie przychodzi; wszystko co robię przypomina próby opanowania jakiegoś lęku. Czy ja mam lęki?

     Nie wiem. To coś czego jakoś nigdy wcześniej nie doznałam. Albo przynajmniej nie rozpoznałam. Ogromny wstręt wstrzymuje moje pace od kontynuowania prac. Wszystko brzmi dobrze, tylko nie maksymalizacja tego pliku. Udało mi się zrobić szereg bzdur i głupot, byle nie kliknąć. Byle nie robić właśnie tego co trzeba. Jakby coś we mnie się buntowało i fizycznie mnie powstrzymywało. W dodatku ta okropna nerwowość, trudność w zebraniu myśli. Akurat teraz kiedy naprawdę potrzebuję doprowadzić pewne rzeczy do końca. W końcu nadchodzi sesja.

     Mam ochotę płakać. Psycholożka, do której chodzę od kilku tygodni nie rozumie z czym do niej przyszłam. Nie z pracoholizmem. Nie sądzę, żebym mogła na to cierpieć. Przecież nie przepadam za pracowaniem… jak chyba większość. W tej kwestii jestem najzupełniej normalna. Nie poszłam też do niej, bo średnio radzę sobie z faktem, że mój chłopak się jeszcze nie oświadczył a zegar tyka. NIE. Przyszłam do niej, bo coś przeszkadza mi w funkcjonowaniu. Niewidzialne pole siłowe, które wyrasta między mną a rzeczą, którą powinnam robić. Kiedy zamiast stukać pracę semestralną spędzam pół dnia na YT (wbrew wszelkiej logice), to chyba coś jest niezupełnie tak…

     Ale ona ciągle tylko: „Przemęczasz się”. – Niespodzianka, do ku*wy nędzy! Studiuję pie*doloną architekturę! Na tym kierunku mają czas odpoczywać tylko patentowani oszuści, którzy zgniją w piekle.   „Za dużo od siebie wymagasz” – No, może nie? Może nie, skoro innym idzie łatwiej niż mnie. To ja zawsze muszę przebyć dodatkowe kilometry. To zawsze ja musiałam pracować więcej niż inni. „Czemu pani tak uważa? Czy uważa pani siebie za gorszą? A czy myśli pani, że ci ludzie sami to wszystko robią?” – No, jeśli nie, do ku*wy nędzy, to będą robili przez resztę wieczności w piekle. Przez takich jak oni prowadzący podwyższają poprzeczkę. Jeśli studenci mają za dobre stopnie, to znaczy, że poziom za niski. Co za pacany… Niech się smażą.

      Oczywiście względem pani psycholog byłam dyplomatyczna i miła. Usiłowałam wytłumaczyć, a ona swoje. „Ja widzę, że pani nakłada za dużo na siebie. Jest pani człowiekiem, a nie maszyną”. – Do jasnej chole*y…. To ta pie*dolona uczelnia nakłada. Przez tych je*anych oszustów z apartamentami w podziemiu.

     Nic takiego nie powiedziałam. No może dyplomatycznie. Nie zrobiło to na niej żadnego wrażenia. W tym tygodniu też idę… Tylko nie wiem po co.

https://againstcurrentblog.files.wordpress.com/2017/01/869fa-marazm_falkowska.jpg

038 Wylewanie zimnej herbaty

Wszyscy kojarzymy te sceny z filmów i seriali, w których coś się rozstrzyga. To trochę jakbyśmy patrzyli na akrobatę pod sklepieniem namiotu cyrkowego, dokładnie w momencie gdy wybrzmiewają ostatnie szybkie uderzenia perkusji i przez ułamek sekundy nie wiemy czy skok się uda, ale za jeszcze mniej dowiemy się tego z pewnością. Albo odetchniemy z ulgą, albo westchniemy godząc się z rzeczywistością. I choć nie widziałam jeszcze nieudanego skoku podczas cyrkowego spektaklu, myślę, że mógłby mieć miejsce. W filmach, w dramatycznych scenach doznajemy podobnych uczuć. To jak przekroczenie punktu kulminacyjnego. Czy ona z nim zerwie, czy może jednak nie. Usiłujemy wyczytać to z ostatnich ruchów mimicznych jej twarzy. Emocje idą w górę… a potem… potem trzeba się pogodzić z tym uczuciem współczucia dla zranionego serca głównego bohatera, z którym dotąd się utożsamialiśmy. Tak jak ten widz w cyrku lub przed telewizorem, westchnęłam godząc się z rzeczywistością. Osobą, która najbardziej utrudnia mi życie i funkcjonowanie jestem ja sama.

https://i0.wp.com/images4.fanpop.com/image/polls/771000/771883_1310440952168_full.jpg

Niby nic odkrywczego, prawda? Ale z wszystkim tak jest. Nie do wszystkich dociera jednakowo. Nie wszyscy odkrywają te same rzeczy w tym samym momencie swojego życia. Zrozumiałam, że nieustannie karzę samą siebie za najnormalniejsze, ludzkie rzeczy. Wprowadzam zasady, które niczemu nie służą, tylko w jakimś małym procencie stopniowo obniżają moje samopoczucie. Od lat pracuję nad poniżaniem samej siebie w swoich oczach. Jestem swoim najgorszym krytykiem. Nie mam litości. Nie słucham wymówek. Zmuszam się do rzeczy, które nie mają sensu. Pozwalam uczuciom sobą manipulować, a potem łoję siebie zdrowo. Negatywnym myśleniem ściągam siebie samą w dół. Blokuję sobie drogę. Spycham siebie samą z ubitej, sprawdzonej ścieżki. Pomiatam sobą. Nie szanuję samej siebie, a oczekuję tego od innych.

Zdziwieni? Ja też. Przecież byłam pewna, że szanuję samą siebie. Wyszło jednak na jaw, że nie tylko nieustannie wmawiam sobie, że nie jestem ważna, na coś nie zasługuję i że jestem gorsza od innych. Ja dodatkowo nie szanuję swojego zdrowia. Nie wysypiam się, wyciskam z siebie siódme poty zamiast się odpowiednio zorganizować. Nie jem regularnie, dopuszczam do uczucia głodu i jem byle co. Cokolwiek znajdę, bo rodzice nie potrafią porządnie zrobić zakupów. Nikt w tym domu nie pilnuje, żeby był obiad. Jedna rzecz, której nigdy nie brakuje to żarcie dla kotów xD Ale odbiegam od tematu…

https://i0.wp.com/simonscat.theofficialwebshop.com/media/catalog/product/cache/1/image/9df78eab33525d08d6e5fb8d27136e95/l/a/laptop_decal_1_feed_me.jpg

Chodzi o to, że nadszedł ten czas. Czas by poderwać się z miejsca i powiedzieć ‚wystarczy’. A nawet krzyknąć. Czas zainstalować zdrowy egoizm, traktować siebie lepiej i się nie poddawać. Czas unieść dumnie głowę. Powiedzieć od czasu do czasu ‚nie’. Odmówić wyświadczenia komuś przysługi – zwłaszcza, że wszyscy mnie i tak wykorzystują w ten sposób do cna. Mogliby sami to wszystko zrobić, ale łatwiej się wyręczyć. Nie, kochani. Już nie. Sami sobie radźcie. Ja będę tylko na najbardziej podbramkowe sytuacje. Bez serca nie jestem i nigdy nie będę. Zaczynam po prostu projekt ‚szacunek do samej siebie’. Wy też weźcie w nim udział.

Znalezione obrazy dla zapytania I'm leaving

Przejmuję kontrolę. Czuję, że teraz będzie tylko coraz lepiej. Czadowo!

037 Diplomacy 102

6/10. Posłuchaj Sokratesa. Czy też Platona, który spisał jego dialogi. Jest tam mowa o Kręgach. Są to grupy ludzi mniej lub bardziej liczących się w społeczeństwie. Mniejszych lub większych. Jakie jest prawdopodobieństwo, że cały Krąg ludzi, których spotykasz na co dzień, cały składa się z ekspertów w danej dziedzinie? Boisz się co inni myślą? Najpierw zastanów się, czy ich opinie mają znaczenie. Czy wypowiedzieli się w dziedzinie, w której są ekspertami. Branie poważnie opinii hydraulika w średnim na temat wyboru modowego, nie ma sensu. To wymaga trochę ćwiczeń, ale po jakimś czasie możesz uwolnić się od przejmowania opiniami innych na Twój temat. Tak długo jak nad sobą pracujesz i się rozwijasz, nikt nie powinien mieć prawa oceniać i potępiać.

Znalezione obrazy dla zapytania work in progress

7/10. Prawdą znaną i oklepaną jest, że o gustach się nie dyskutuje. Ależ można. Tylko po co? Nie znajdziesz dwóch ludzi, którym za każdym razem podobają się dokładnie te same rzeczy. Każdy z nas nie tylko patrzy pod trochę innym kątem, ale również widzi inaczej. Tak jak istnieją daltoniści, którzy nie rozróżniają zielonego od czerwonego oraz ludzie dla których wszystko jest czarno-białe, tak jednym może się podobać stonowana paleta kolorów, a innym tylko kontrastująca. Nie dajmy się wpędzić w wir kłamstw. Przestańmy wciskać wszystkim, że podoba nam się to co teraz jest modne, albo to co powinno się nam podobać, bo jest ogólnie przyjęte jako coś co nie jest kiczem. Coś co rzekomo ma klasę. Można mieć świadomość, co jest za takie uważane, ale można powiedzieć ‚A mnie jednak podobają się inne rzeczy/kolory/style’. A druga osoba powinna wiedzieć, że na widzenie rzeczy nie wpływa abstrakcyjne pojęcie ‚gust’ tylko robią to wzrok i doświadczenia życiowe. Naukowcy udowodnili, że chętnie powielamy to, co kojarzy nam się dobrze. Z bezpieczeństwem znanym tylko z dzieciństwa. Na przykład z powodu ulubionej maskotki krokodyla z dzieciństwa, w dorosłym życiu kolekcjonujemy nawet najbrzydsze figurki przedstawiające to zwierze. Dla nas coś fajnego, dla innych wariactwo. Ale to ich problem. I powinniśmy to wiedzieć.

Znalezione obrazy dla zapytania how men see colors

8/10. Powszechnie wiadomo, że tworzy się zbiory ze względu na podobieństwa i wspólne cechy, a nie różnorodność. No, chyba że niepodobieństwo w niczym jest tą wspólną cechą. Od dzieciaka uczą nas przyporządkowywać i wyławiać niepasujące elementy. Ciekawa jestem, czy wiedzą co to przy okazji robi z naszym umysłem. Ze sposobem patrzenia na świat. Czym innym jest zobaczenie  kwiatka, którego w życiu nie widzieliśmy, ale nadal dzięki jego cechą przyporządkowanie go do tego samego gatunku; a czym innym zobaczenie odmiennie ubranej/wyglądającej osoby i przyporządkowanie jej jako osoby, która ‚nie jest jedną z nas’. Bo się różni. Ma wystarczająco cech, żeby nie uznać ją za naszą. Co z tego, że jest człowiekiem, a ludzie mają podobne cele w życiu. Jest obca. Nie musimy jej poznawać. Nie musimy ją do siebie brać. Niech siedzi na przerwach w szkole sam. Niech robi co tam robi. Po co nam on? Mamy swoją zgraną paczkę. Przecież nie prowadzimy castingu. Po co komplikować sobie życie?

A gdyby tak pozbyć się uruchamiania automatycznie retoryki my-oni? Co gdyby zawiesić ten mechanizm do momentu ustalenia czy ta osoba jest naszym wrogiem?
Nie jest? Fajnie. Jest inna? Super. Można dowiedzieć się od niej czegoś nowego. Poznać spojrzenie tej osoby na świat. Spojrzeć na świat czyimiś oczami. Poszerzyć horyzonty. Zamiast odrzucać, zbadaj. Zamiast przekreślać, daj szansę. To może być świetna okazja i dobra zabawa. I nic Cię nie kosztuje oprócz czasu. Naprawdę.

Znalezione obrazy dla zapytania different but together

9/10. Jesteś osobnym bytem. Osobnym człowiekiem. Jednostką. Owszem, możesz być członkiem komórki rodzinnej. Wspólnoty. Społeczeństwa. Ale żadne z powyższych nie jest gangiem, którego goście od brudnej roboty odstrzelą Ci głowę, jeśli wyrazisz inne zdanie i pójdziesz inną drogą. Nie musisz wygłaszać takich samych opinii jak bardzo duża grupa ludzi (zwłaszcza, jeśli uważasz, że jest głupkowata). Nie musisz poświęcać każdej cząstki siebie i swojego czasu dla Wspólnoty (zwłaszcza kiedy inni tyle z siebie nie dają. Nie jesteś absolutnie niezastąpiony. I nie jesteś za wszystko odpowiedzialny sam. Przecież to wspólnota). Nie musisz obierać drogi w życiu, o której twoja rodzina myśli, że jest jedyną właściwą. Jesteś odrębnym bytem. Inną osobą. To co dobre dla nich, nie musi być dobre dla Ciebie. Rób to, co naprawdę chcesz robić. Mów to, co naprawdę myślisz. Bądź tym, kim być chcesz. Podejmuj własne decyzje w życiu, nie uwzględniając w nich tylko i wyłącznie woli najbliższych. Mogą się mylić. Kochaj ich, szanuj, pomagaj, komunikuj się z nimi. Pamiętaj, że oprócz miłości, niczego nie jesteś im winny.

https://i0.wp.com/az616578.vo.msecnd.net/files/2016/06/04/636006601227580477-2131549266_light-bulb-idea-discovery-unique-different-ss-1920.jpg

10/10. Dare. Odważ się! Możesz właściwie wszystko! Brzmi dziwnie? Oklepanie? Jakoś się nie sprawdza? To pomyśl. Pewien filozof twierdził, że gdyby ktoś wskazał mu punkt podparcia, to poruszyłby ziemię. W teorii mógłby. Punkt Podparcia można znaleźć w różnych sytuacjach. Nie zawsze będzie to znane rozwiązanie szablonowe, sztampowe i znane powszechnie. Czasami trzeba dłużej się zastanowić. Spojrzeć na coś z innego punktu widzenia. A punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Z kolei punkt siedzenia można zmieniać. Jeśli ktoś bardzo chce, jest w stanie znaleźć rozwiązaniem właściwie każdego problemu. Pod warunkiem, że miał czas, chęć, determinację i otwarty umysł. Miejmy otwarty umysł. Osiągnijmy to, czego chcemy. Sięgajmy po marzenia. A jeśli coś się nie uda, nikt nie odbierze nam tego doświadczenia. Doświadczenie prowadzi do wiedzy. Więcej wiedzy, to więcej możliwości. Następnym razem może się udać lepiej niż przewidywaliśmy. Trzeba się tylko odważyć. Nie mówię, że to łatwe. Mówię, że to możliwe, a reszta zależy od Ciebie.

Znalezione obrazy dla zapytania different

A Wy co o tym myślicie? Dodalibyście coś? Nie zgodzilibyście się z czymś?

/Additional graphics (which weren’t used):/

Znalezione obrazy dla zapytania take in someone different

Znalezione obrazy dla zapytania someone different

036 Diplomacy 101

https://encrypted-tbn1.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSCcnp63IyxTGNZOvj9vtH3aJMay8sMBr7B4Pvi2eurla-qQgjlWA

Istnieją rzeczy, które powinniśmy robić, żeby móc lepiej rozumieć świat, drugą osobę, siebie. Są to rzeczy, które pomogłyby każdemu z nas w sposób niezmierny, gdybyśmy tylko sobie uświadomili pewne prawdy. Problem w tym, że jak pokazuje życie, są one nie ukryte, ale odsunięte na bok przez umysły podążające utartą ścieżką, schematem. Kiedyś szło się udeptanym gościńcem, bo miał być nieporównanie bezpieczniejszy niż nieprzebyte ‚skróty’ prowadzące przez pustynie, lasy, krzaki i dzicz. Teraz tym gościńcem są utarte schematy – jakie powinno być nasze życie. Jak powinno wyglądać. Że przechodzi się przez dzieciństwo, szkolnictwo, robi prawko, kupuje pierwsze autko, kończy studia, dostaje prace, odnajduje miłość, zakłada rodzinę, buduje dom i sadzi dąb. Wychowuje latorośle, strzeże się je od błędów, patrzy się jak dorastają i powtarzają ten sam schemat, który my mamy już za sobą.

Pułapka schematu.

Mogłabym wściekle lub na nutę frustracji zacząć złościć się na niektórych ludzi i naskoczyć na nich w tym tekście. Wypisać 10 przykładów błędów w ludzkim myśleniu. Zupełnie jakbym kogoś atakowała i łajała.

Ale nie chcę.

Znalezione obrazy dla zapytania 101 class

Ostatni post był pozytywny. Spróbuję utrzymać ten w taki sam sposób i może moja frustracja gdzieś zniknie. A może przeczyta to kilka osób i zmienię coś w ich patrzeniu na pewne rzeczy? Być może ktoś się ze mną nie zgodzi. Też fajnie. Jestem otwarta na dyskusje 🙂

1.Zamiast osądzania wybierajmy Wrażenie Jakie Na Chwilę Obecną Robi Na Mnie Dana Osoba.   –   To trudne, ale nie niewykonalne. Nauczmy siebie samych postrzegać ludzi jako zbiór wrażeń, które nie muszą być prawdziwe. W ten sposób nie pojawiają się w nas takie uczucia jak niechęć, pogarda, wrogość.

Znalezione obrazy dla zapytania pierwsze wrażenie

2.Zamiast z góry, na podstawie swoich osądów zakładać, że ktoś jest taki czy owaki, warto na początku dać im kredyt. Jest to kredyt: zaufania, szacunku i wątpliwości. Zaufanie, że zamiary tej osoby nie są złe póki nie udowodni inaczej. Szacunek, bo nie będąc w stanie poznać kogoś do końca, nie możemy wiedzieć że jest niegodny szacunku – nawet gdyby nie był okazywanie braku szacunku względem kogoś świadczy źle raczej o nas samych. Wątpliwość (benefit of the doubt), bo skoro nie jesteśmy wszechwiedzący, nie możemy znać powodów, dla których ktoś zachowuje się jak zachowuje albo wygłasza poglądy jakie wygłasza. Choć nie musiało, mogło się przecież zdarzyć coś poza tym człowiekiem, od niego niezależnego, co zdeterminowało tą jego część. Trzeba pamiętać, że my też chcemy żeby ktoś zaufał nam albo naszym umiejętnościom, okazywał nam szacunek zamiast lekceważenia i nie osądzał nas surowo wkładając do pudełka ‚zły człowiek’ albo ‚głupi człowiek’ albo ‚bezwartościowy człowiek’. Mam rację?

https://i0.wp.com/www.shawacademy.com/blog/wp-content/uploads/2015/09/trust-your-business-1075x806.jpgZnalezione obrazy dla zapytania respectPodobny obraz

3.Zamiast się na kogoś z miejsca wkurzać użyjmy najpierw narzędzia zwanego Komunikacją. Podobno człowiek potrafi zachować się jak niemowlę. Uderza w krzyk, a nie usiłuje ‚gadać’ (chociaż gaworzyć). Tylko, że dorosła osoba nie tyle zna już przynajmniej jeden język, ale także powinna wiedzieć lepiej. Ile bezsensownych, szargających nerwy kłótni można by uniknąć, gdyby się po prostu powiedziało o co chodzi. Dlaczego by nie zastąpić ‚Znowu zostawiasz swój plecak na środku przedpokoju! Wszędzie jest brudno! Jesteś fleją przebrzydłą! A w ogóle to zupa była za słona!’ słowami ‚Powiem ci coś i mnie posłuchaj. Denerwuje mnie znajdowanie wszędzie porzuconych bez ładu rzeczy i nie mam już siły odkładać ich na miejsce. Proszę, postaraj się opanować to przyzwyczajenie’. Dla okazania dobrej woli można zapytać, czy jest coś co denerwuje tą drugą osobę. Takie zachowanie pewnie obniżyłoby statystyki rozwodów na całym świecie.

https://media4.giphy.com/media/12XBgGUGteoKOI/200_s.gif

4.Masz prawo być sobą. Jesteś wrażliwy/a? Okej. Nie daj sobie wmówić, że nie możesz. Że powinieneś wykształcić grubszą skórę. Jesteś osobą wrażliwą, to nie będziesz twardzielem. Przynajmniej nie w sensie, w jakim rozumie to Twój zewnętrzny krytyk/hejter. Możesz być osobą naprawdę silną, która przetrwała ogrom przeciwności losu i nadal się uśmiecha. Osobą która w życiu podejmuje naprawdę trudne decyzje. Która osiągnęła większość zamierzonych celów. Pomaga innym, dba o siebie, nie rezygnuje z życia, nie wpada w koleiny, myśli samodzielnie i sztormy choć straszne, przeżywa za każdym razem. Wszystkie problemy, straty i niepowodzenia. Można być taką osobą i przy tym być wrażliwym, empatycznym człowiekiem. Wrażliwość i empatia nie są słabościami. Płacz nie oznacza słabości tylko wyrażenie uczuć. Osoby miej wrażliwe uniknęłyby krzywdzenia innych, gdyby przestały myśleć ciasnymi, bzdurnymi stereotypami. Masz prawo być sobą. Okazywać uczucia, mówić co myślisz. Płakać na widok zakochanych staruszków na zdjęciu i śmiać się z głupich dowcipów. Mieć własny styl ubioru i dekorować swoją przestrzeń jak ci się podoba. To co myślą inni jest problemem innych, a nie twoim. Naprawdę. Jednak bycie sobą zawsze wymaga wiele odwagi. Odważ się, bo warto.

Podobny obraz

5.Miej swoje własne zdanie i myśl samodzielnie. Nie powtarzaj frazesów, chyba że gruntownie przemyślałeś co za nimi stoi. Wypuszczaj się na własny research i poszukiwania w sprawach, w których chcesz się wypowiadać. Zbieraj wszystkie informacje zanim wykształcisz sobie opinię. Nie nastawiaj się za ani przeciw dopóki nie zdobędziesz wystarczającej ilości danych. Niech ‚Bo wszyscy tak mówią’ albo ‚Wszyscy to wiedzą’ i teksty typu ‚bo tak jest’ nie będą używane jako argumenty. Nie pozwól sobie powiedzieć, że coś jest złe i głupie. Sprawdź na tyle na ile możesz. A jeśli czegoś sprawdzić do końca się nie da, dyplomatycznie milcz. Seneka miał rację. Nie należy iść za tłumem i powtarzać powszechnych opinii o różnych sprawach. Trzeba wywiedzieć się do powtarza większość, zrobić własny research i wypowiedzieć się jako jednostka. I trwać przy tym twardo dopóki ktoś nie przedstawi lepszych argumentów.

Znalezione obrazy dla zapytania keep calm and think

5/10 – Za tydzień kolejne 5 🙂

I co myślicie? Jakiś w tym sens czy strzępię język? 😉 Ciekawa jestem co Wy myślicie.

035 Pozytywnie

https://i0.wp.com/s6.favim.com/orig/65/beautiful-rainbow-text-Favim.com-592420.jpg

Zdałam sobie sprawę, że piszę tu na blogu przeważnie wtedy kiedy coś mnie denerwuje, jest mi źle albo wszystko naraz i już nie wytrzymuję. Skrzywiłam się na samą myśl o tym, że wychodzi ze mnie taki stereotypowy Polak. Taki co tylko by narzekał, a jak jest dobrze to cisza w eterze. Czy wtedy naprawdę nie ma o czym pisać? Nie dzieje się nic ciekawego? Wartego uwagi? A może podświadomie podejrzewamy, że czyjeś szczęście jest mniej interesujące niż czyjaś niedola?

Nie wiem.

W każdym razie u mnie ostatnio jest coraz lepiej. Nie idealnie i na pewno nie zawsze powiedziałabym, że dobrze. Chociaż jeśli nie jest niedobrze, to chyba jest dobrze, nie? Powiedziałam sobie ostatnio jedną rzecz: Nie jestem w stanie kontrolować innych ludzi, zmieniać ich ani pomagać im jeśli sami tego nie chcą.

Zdjęło to z moich barek ogromny ciężar. Zdziwiłam się, bo jak dotąd nigdy nie wierzyłam w to zdanie do końca. Zawsze miałam jakieś ‚ale‚. Chciałam wierzyć, że jestem w stanie pomóc drugiemu człowiekowi mimo wszystko. Ostatnio jednak przyznałam przed samą sobą, że jest inaczej. Nie do wiary jaka to ogromna różnica…

1.Nie jestem w stanie kontrolować innych

–>  Niby coś tak oczywistego. Zadziwiające jest jak można powtarzać słowa, których się jakby nie słyszy. A już na pewno nie bierze do siebie. Ale kiedy to wszystko w końcu dociera, człowiek czuje się w jakimś sensie lepiej. Przez wiele lat podświadomie obwiniałam się o rzeczy, które robili inni i były poza moją kontrolą. Może dlatego, że moja matka ma zwyczaj obwiniania wszystkich dookoła o wszystko i mnie to zawsze najbardziej trafiało.

2.Nie mogę dokonywać zmian w drugim człowieku

–> Niby jasne, ale jest jeszcze druga część tego twierdzenia o której warto wspomnieć. Nie mogę dokonywać zmian w drugim człowieku, a jedynie w sobie samej. Co znaczy, że zamiast zmienić czyjeś irytujące przyzwyczajenie, mogę zmienić swój stosunek do tego. Dla mnie to trochę jak ‚odpuszczanie’, a trochę jak uwolnienie się od niezależnych ode mnie negatywnych wpływów na moje samopoczucie. A ono ostatnimi czasy jest dla mnie cenne.

3.Nie da się pomóc osobie, która tej pomocy nie chce

–> …lub po prostu nie jest na nią gotowa. Mam oczy otwarte i nadzieję na to, że kiedy będzie to możliwe, to komuś pomogę. Lubię pomagać, ale jak mawia moja babcia ‚Świata nie zbawisz’. Przeżywanie faktu, że ktoś odrzuca, nie korzysta albo sprzeniewierza taką pomoc, szkodzi mnie samej a nie pomaga tej osobie. Wcale. Ostatnio dodatkowe zadręczanie się naprawdę nie było mi potrzebne.

Podobno biorę na siebie za dużo. Cóż. Właśnie zrobiłam trzy kroki w kierunku wyważenia, harmonii i złotego środka. Nieźle jak na jeden tydzień 🙂

https://spiritualmusclehead.files.wordpress.com/2015/01/joy.jpg?w=736

-Ditto.

Ostatnio czuję się mniej zestresowana, mniej podenerwowana, mniej przytłoczona. Wykonuję coraz skoczniejsze kroki w kierunku pasjonującego jutra. Z nastawieniem na przygodę, małe zwycięstwa i przyszłość.

Nagle z potwornie długiego półtorej roku stało się prawie półtorej roku, które minie szybko na pełnych wyczekiwania przygotowaniach.

Pozostało ok.   490   dni do pełni szczęścia ❤

https://i0.wp.com/weknowyourdreams.com/images/joy/joy-03.jpg

034 The missing piece of the puzzle

Zawsze byłam trochę ‚na zewnątrz’. Zawsze w jakiś sposób się odcinałam.

Jako małe dziecko zamiast wsuwać wszystko bezkrytycznie byłam niejadkiem ze swoimi ulubionymi, wyszukanymi potrawami. Nudziła mnie zabawa w dom i nie przepadałam za uczestnictwem w wyścigach. Kto pierwszy do huśtawki, kto pierwszy do samochodu… Mówiłam sobie, że cale nie chcę i nie potrzebuję pierwsza się huśtać ani zawsze siedzieć przy oknie od prawej strony.

https://i0.wp.com/www.mamaibeba.com/wp-content/uploads/2014/01/smanjen-apetit-c.jpg

W szkole uczestniczyłam w grach, ale nie nastawiałam się na wygraną mówiąc sobie, że wcale mi nie zależy i nie kłamałam. Nie szalałam, nie przekraczałam linii, nie sprawiałam kłopotów. Co dziwnie niepasujące do reszty: nigdy nie bałam się oficjalnie powiedzieć co myślę. Nie bałam się zabrać stanowiska, choć nie było najpopularniejsze. Dziwne, prawda? Bo reszta opisu pasuje do introwertyka.

https://i0.wp.com/www.rp.pl/storyimage/RP/20120815/KULTURA/308159908/AR/0/AR-308159908.jpg&MaxW=980&imageversion=MainTopic1

Nie bez trudu wciągu lat edukacji pokonywałam wiele wyzwań i przeciwności losu. Czasami było naprawdę ciężko. Zawsze jednak miałam jakąś formę samoobrony – potrafiłam oderwać się od pewnego rodzaju negatywnego myślenia, czymś je zagłuszyć aż do czasu kiedy złe myśli przestawały mnie atakować. W taki sposób nie martwiłam się, że w gimnazjum nie mam chłopaka, że w liceum nie mam chłopaka. Z czasem wypracowałam sobie teorię w myśl której żaden tak młodo zaczęty związek nie ma wysokiego prawdopodobieństwa na powodzenie (tj. życie długo i szczęśliwie dopóki śmierć nas nie rozłączy). Po części wiedziałam, że to ma sens, a po części dusiłam gdzieś w zarodku uczucie zazdrości. Z tłamszoną zazdrością za rączki trzymało się poczucie osamotnienia w tym wszystkim.

https://i0.wp.com/www.theherojournal.com/wp-content/uploads/2016/03/strong-woman-780x350.jpg

Ale takie sztuczki udają się tylko do czasu. Kiedyś ciemna strona chowająca się gdzieś w cieniu umysłu, jest już zbyt duża żeby się w nim zmieścić. Zaczyna być zbyt dostrzegalna i oszukiwanie się w takim momencie zakrawa o rozwijanie jakiejś choroby umysłowej. Pod koniec liceum zaczęłam się umawiać z chłopcem (bo ani facetem ani mężczyzną nigdy nie będzie się go dało nazwać), który był odzwierciedleniem tego jak bardzo byłam zdesperowana, żeby kogoś mieć. Wyobrażałam sobie wielkie, wieczne, niegasnące uczucie, a tymczasem z uporem maniaka wmawiałam sobie że to przeżywam. Jedna z najgłupszych rzeczy w moim życiu może być śmiało przypisana poczuciu osamotnienia, alienacji i samotności po prostu.

https://i0.wp.com/www.snopes.com/photos/natural/graphics/amelie1.jpg

W życiu zrobiłam jeszcze kilka głupot, którym siedząc w kącie przygrywała na skrzypcach alienacja. Gdzieś w mojej głowie, dawno temu powstało jakieś dziwne przeświadczenie, że powinnam robić wszystko odwrotnie. Jeśli wszystkie koleżanki w przedszkolu chcą Baby Born, ja chcę zapas mulin do plecenia bransoletek. Wszystkie koleżanki w podstawówce chcą pleść bransoletki, ja chcę mieć stary komputer, który nadaje się tylko do pisania w Wordzie, w swoim pokoju. Wszystkie koleżanki w liceum chcą się malować? Mnie troll z jedną brwią i toksycznym dotykiem powtarza, że najpiękniejsza jest kobieta naturalna (bez makijażu i w skromnym ubiorze). /Pomińmy fakt, że był chorobliwie zazdrosny bo jaka kobieta przy zdrowych zmysłach by się z nim umawiała. Powiem wam: żadna./

https://againstcurrentblog.files.wordpress.com/2016/11/aaa3a-840100_la_trolls_norway.jpg

Robienie wszystkiego na przekór? A może w poprzednim wcieleniu czytałam Senekę i wiedziałam na jakimś poziomie świadomości, że nie należy iść za tłumem w drodze do szczęścia. Jak już to należy zobaczyć co ten tłum wyrabia i robić coś odwrotnie. Takie hipsterstwo jako lifestyle. Seneka wymyślił hipsterów. I co Wy na to? xD

Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że obecnie nadal jestem odosobniona, nie jestem w żadnej grupie i nie przyklaskuję żadnemu liderowi. Szukam ‚przewodnika’ na swój własny rachunek. And I pay all the bills. Zresztą grupy przyjaciół zawsze wydawały mi się jakieś… trącące oszustwem.

https://i0.wp.com/www.liz-wachuka.com/sites/default/files/imagecache/Pages/friends.jpg

Dla mnie przyjaźń oznaczała po części wspieranie kogoś i stanie za kimś murem. Jakie jest prawdopodobieństwo, że wszystkie osoby z tej grupy prezentowałyby poglądy i wartości, które byłabym w stanie poprzeć w wysokim procencie? A co jeśli większość tych ludzi to Lemingi, których już nie mam siły dzierżyć? A jeśli będą gadać głupoty na tematy polityczne to mam siedzieć cicho czy się kłócić? Bardzo nie lubię kłótni, choć nie boję się powiedzieć co myślę. Problem w tym, że kiedy ktoś w grupie staje się niewygodny bo udowadnia komuś brak myślenia i logicznego rozumowania, to się go pozbywa. Czy chciałabym, żeby ktoś miał okazję się mnie pozbyć? Czy byłabym w stanie trzymać dziób na kłódkę i mówić ‚Każdy ma prawo do swoich poglądów’? Jakie to fałszywe… Zupełnie nie brzmi jak przyjaźń.

https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcRdsxOeqDyoEMCG0Xbr-X410YqQU9QS_09hHpJLIu7huCUz0Moa

I ostatnio dowiedziałam się co utrudnia mi życie w jakimś stopniu.

Nie jest to dysfunkcja.

Nie jest to choroba.

Nie jest to nic z gruntu złego.

Jest w dzisiejszych czasach nawet potrzebne.

Jestem Highly Sensitive Person. Osobą wysoko wrażliwą.

I to nic złego. Nawet czasem mi żal tych, którzy są w dolnym spektrum skali wrażliwości. Tyle ich omija… CDN.

https://i0.wp.com/www.artsfon.com/pic/201502/1680x1050/artsfon.com-54939.jpg